Nie mają pracy, nie mogą zatem liczyć na bankowy kredyt. Żeby kupić wymarzonego smartfona idą po szybkie kredyty gotówkowe tzw. chwilówki i po kilku miesiącach budzą się z długami, których spłacić się nie da. Młodzież coraz częściej popada w ogromne problemy finansowe i ratunkiem wydaje się tylko upadłość konsumencka.
– Problemy zaczynają się na etapie edukacji i niestety w domach, młodzi ludzie nie znają rynku finansowego, a bankowość to jedynie teoria – wyjaśnia Katarzyna Rogoźnicka, ekspert ds. restrukturyzacji. – Oglądając reklamy szybkich i prostych pożyczek gotówkowych uważają, że to świetna okazja. Zaciągają swoje pierwsze zobowiązania w chwilówkach, których nie są w stanie spłacić – dodaje.
Zaczyna się niewinnie. Osiemnastolatkowie odbierają dowód osobisty, swój dokument dojrzałości. Od tej pory mogą sami decydować o swoim losie i decydują… idą kupić wymarzonego smartfona. Presja środowiska, chęć posiadania najnowszego modelu, fascynacja technologiami – motywacja bywa różna. W banku na kredyt gotówkowy licealiści liczyć nie mogą, ponieważ nie mogą wykazać źródła dochodów. Idą zatem do parabanków po chwilówkę. Po pieniądze na smartfona, czasami na laptopa lub kamerę, marząc o karierze youtubera. Wydaje się, że spłata tych kilku tysięcy złotych będzie prosta. Nic bardziej mylnego, bez stałego źródła dochodów okazuje się, że regulowanie zobowiązań stanowi niemały kłopot. Po kilku, kilkunastu miesiącach dług urasta czasem do kilkunastu tysięcy złotych. Nie zdajemy sobie sprawy, że takie zobowiązania mogą być obarczone dużymi karami za opóźnienia w spłacie. Bywa, że naliczane są dodatkowymi koszty, które są zapisane w umowie, ale których nie mieliśmy czasu przeczytać podpisując umowę np. przez telefon. Kiedy rodzice dowiadują się o problemach swoich nastolatków, zwykle dług jest już tak duży, że jest niemożliwy do spłaty nawet dla dorosłego, posiadającego etat.
– Nie można w takim wypadku czekać, problem sam się nie rozwiąże, może jedynie przybrać na sile w postaci coraz większego zadłużenia – mówi Katarzyna Rogoźnicka. – Często jedynym rozwiązaniem jest ogłoszenie upadłości konsumenckiej. Na szczęście nowelizacja przepisów w tym zakresie daje większe możliwości zadłużonym – wyjaśnia.
Jeszcze kilka lat temu sąd mógł oddalić wniosek o ogłoszenie upadłości, jeżeli dłużnik doprowadził do swojej niewypłacalności lub istotnie zwiększył jej stopień umyślnie lub wskutek rażącego niedbalstwa. W takim wypadku młodzi ludzie narażali się na ogromne problemy, wszak brak wiedzy czy zrozumienia podpisywanej umowy mogły być dla sądu przesłanką do oddalenia wniosku o ogłoszenia upadłości.
– Obecnie zadłużeni konsumenci mogą liczyć na większą przychylność sądów. W wyniku postępowania upadłościowego dłużnicy docelowo mogą zyskać umorzenie swoich zobowiązań – tłumaczy Katarzyna Rogoźnicka. – Sąd może również ustalić plan spłat np. na trzy, cztery lata, a po wykonaniu planu spłaty umorzyć zobowiązania nieobjęte tymże planem. Konsument posiadający majątek (np. mieszkanie) musi liczyć się z tym, że będzie zlicytowany. Dodatkowo traci on prawo do zarządzania swoim majątkiem, a zostaje on przekazany syndykowi. Bez względu na ostateczną decyzję sądu, upadłość konsumencka jest często jedynym rozwiązaniem od ucieczki od ogromnego zadłużenia – dodaje.
Ekspertka zaznacza natomiast, że tego typu przykrych doświadczeń można uniknąć. Przede wszystkim ważne są relacje rodziców z dziećmi, by w porę dostrzec finansowe kłopoty. Po drugie istotna jest edukacja. Jeśli młodzi ludzie będą mieli świadomość zagrożenia, jakie niesie ze sobą korzystanie z drogich pożyczek gotówkowych, to prawdopodobnie by się nie decydowali na takie kroki. Niestety reklamy mówiące „oddasz ile pożyczyłeś” bardzo rzadko mają pokrycie w praktyce, a częściej dają złudne poczucie bezpieczeństwa transakcji.
– Taka profilaktyka i wiedza o mechanizmach finansowych powinna być podstawą nauki o ekonomii w szkołach, jak również w domu rodzinnym. Sęk w tym, że nawet dorośli nabierają się na drogie pożyczki opakowane w reklamę taniego zobowiązania i wpadają w spiralę długów. Od kogo zatem mają się uczyć odpowiedzialności ich dzieci? – pyta retorycznie Katarzyna Rogoźnicka.