To najdziwniejsza i niewykluczone, że najtrudniejsza sprawa kryminalna ostatniej dekady. Na ławie oskarżonych siedzą mężczyźni podejrzani o zamordowanie i zjedzenie człowieka przed 19 laty w Łasku.
Okrutna i wstrząsająca zbrodnia wzbudza ogromne zainteresowanie. Nie tylko wśród mieszkańców niewielkiego Łaska, ale w całym kraju. Trwa proces mężczyzn oskarżonych o kanibalizm, którzy 19 lat temu zamordowali człowieka, potem go upiekli i zjedli.
Do dziś nie wiadomo nawet kim był zamordowany mężczyzna, nie udało się też odnaleźć szczątków ofiary. Wszystko wydarzyło się 19 lat temu, ale dowody według śledczych, nie pozostawiają żadnych wątpliwości.
Jak informuje Onet.pl:
Do morderstwa doszło w bliżej nieustalonym dniu między lipcem a październikiem 2002 r. Wówczas w smażalni ryb „U Józka” w miejscowości Łasko miało spotkać się pięciu kolegów – Robert M., Janusz Sz., Sylwester B., Zbigniew B. i Rafał O. W trakcie suto zakrapianej imprezy Robert M. w pewnym momencie zauważył mężczyznę, z którym był skonfliktowany. „Miał do niego pretensje o to, że stracił przez niego pieniądze” – opisuje prokurator w akcie oskarżenia.
Po suto zakrapianej imprezie ofiara miała zostać pobita i wsadzona do samochodu marki Tarpan (pojazd dawno temu został zezłomowany), należał do Zbigniewa B.
Następnie wszyscy mężczyźni pojechali nad jezioro Osiek w pobliżu miejscowości Ługi. Tam Robert M. rozpalił ognisko i powiedział do Zbigniewa B.: — Wiesz co masz zrobić.
Wówczas – według relacji śledczych – Zbigniew B. pobił porwanego mężczyznę, usiadł na nim, poderżnął mu gardło, po czym odciął mu głowę, zdjął ubranie, wypatroszył i odciął pięć kawałków ciała. Pozostali mężczyźni nabili je na wcześniej przygotowane kijki, które mieli w samochodzie, upiekli na ognisku, a następnie zjedli. Po wszystkim Robert M. miał zawinąć pozostałości zwłok wraz z kamieniem w folię i razem ze Zbigniewem B. wypłynąć należącym do niego pontonem na jezioro, a tam wyrzucić do wody pozostałości ciała – pisze Onet.pl
Znaleźli czaszkę, ale nie wiedzą czyją
Śledczy długo prowadzili poszukiwania szczątków ofiary. W marcu 2017 roku w miejscowości Strzelce Krajeńskie w rejonie Jeziora Górnego jeden z mieszkańców, podczas czyszczenia dna przy brzegu jeziora, wyłowił ludzką czaszkę. Pierwsze badania wykazały, że czaszka należy do mężczyzny w wieku 45-55 lat, którego zgon nastąpił od kilku do kilkunastu lat wcześniej. Ale później opinia sądowo-lekarska zaprzeczyła tym ustaleniom, biegli uznali, że czaszka mogła należeć do kobiety lub drobnego mężczyzny, jednak nie było możliwe precyzyjne ustalenie czasu zgonu ani jego przyczyny.
Przełomem było zatrzymanie Rafała O., jako jedyny z oskarżonych przyznał się do winy. Ale jego zaznania budzą wiele wątpliwości i pomimo wyjaśnień, nadal śledczy nie potrafią ustalić, kim była zamordowana osoba.
Rafał O. został poddany obserwacji psychiatrycznej. W raporcie lekarzy czytamy, że nie jest chory psychicznie, ale posiada upośledzenie umysłowe stopnia lekkiego, zespół zależności alkoholowej i zaburzenia pamięci. Ale czy te zaburzenia sprawiają, że jego zeznania są niewiarygodne?
„Wyniki badań nie wskazują, by luki pamięciowe były przez niego wypełniane fałszywymi wspomnieniami. Ponadto całość danych uzyskanych w badaniach przemawia, zdaniem biegłych, za wykluczeniem u ww. skłonności do konfabulacji” – czytamy w akcie oskarżenia.
Rodzina i znajomi nie wierzą
Oskarżeni przebywają w areszcie od bardzo dawna. Ich znajomi w większości nie wierzą, że doszło do zbrodni i aktu kanibalizmu. Uważają, że to urojenia zniszczonych przez alkohol ludzi.
W zbrodnię sprzed lat nie wierzy też rodzina głównego oskarżonego Roberta M. W rozmowie z Onetem jego córka przekonuje, że ojciec nigdy nie byłby do tego zdolny, a cała historia została zmyślona.
– Myślałam, że jeśli nie ma dowodów, to zaraz się ten cyrk zakończy, ale niestety trwa do dzisiaj. Wszystko opiera się na zeznaniach kilku pijaków, którzy od lat chodzą po wsi i opowiadają niestworzone historie – opowiada pani Nikola. – Kiedy tata siedział w areszcie, to miałam jeszcze nadzieję, że prokurator w końcu odpuści i umorzy sprawę, ale niestety chyba bał się porażki i przyznania, że jego działania, to jeden wielki błąd. Dla mnie to jest chore, że tyle lat trzymają mojego tatę w areszcie, nie mogę zrozumieć, dlaczego zniszczono jego życie. Mama od niego odeszła, a młodsze rodzeństwo już chyba nawet nie pamięta, jak on wygląda. To jest straszne, co mu zrobiono.
Współwięźniowie zeznawali w sądzie
Podczas procesu zeznania składali współwięźniowie Rafała O. twierdzili, że oskarżony opowiedział o tym, co się stało. Wprawdzie mówił dość chaotycznie zapewniając, że nie brał udziału w zbrodni i że główny sprawca okrutnego morderstwa już nie żyje, ale opowiadanie było na tyle precyzyjne, by uwierzyć w zdarzenie.
– Opowiadał o tym bez emocji. Nie mówił o akcie kanibalizmu. W czasie tej imprezy miało dojść do wymiany zdań między uczestnikami. Jedna z osób uderzyła drugą, później poderżnęła gardło powalonej osobie. O. próbował reagować, ale usłyszał, że ma być cicho, bo będzie następny. To wszystko co pamiętam – zeznawał jeden ze świadków, który słyszał historię z ust oskarżonego.
Proces trwa, oskarżeni nie przyznają się do winy. Prokurator nie ma łatwego zadania, musi dowieść zbrodni, nie znając nawet personaliów ofiary, nie ma także szczątków zamordowanej osoby. Sąd musi rozstrzygnąć, czy ta historia wydarzyła się naprawdę, czy jest tyko wymysłem, legendą, która urosła do rangi prawdziwego zdarzenia.
Źródło: Onet.pl
O sprawie kanibalizmu czytaj tutaj: